"I dam wam serce nowe i ducha nowego tchnę do waszego wnętrza, odbiorę wam serce kamienne, a dam wam serce z ciała. Ez, 36,26 "
       
Abram poczuł się trochę zdezorientowany. Nigdy nie słyszał, żeby jakiś bóg rozmawiał z kimkolwiek, poza kapłanami i nigdy nie słyszał o
podobnych ofertach.
Był tak wstrząśnięty, że zgodziłby się na wszystko, gdyby nie sprawa ofiar. No i jakie jest jego imię?
       - Niepotrzebnie pytasz Mnie o Imię, Abramie. Nie ma mnie wśród bogów, do których się modlicie, a wiesz dlaczego?
Bo ich nie ma, a Ja Jestem. Dlatego nie ma Mnie wśród tych, których nie ma. Niepotrzebnie się ich obawiasz.
Nic ci nie mogą zrobić ci, których nie ma. Ich imiona to puste dwięki.Żadne z nich do ciebie nie przemówi, ani nie wezwie cię po imieniu.
I nie potrzebujesz znać Mojego Imienia, żeby się do Mnie zwracać, bo tylko Ja Jestem, nie bój się, twoje modlitwy trafią do Mnie,
bo poza Mną nie ma innego. A Ja cię wysłucham, bo mi się podobasz, Abramie. Więcej, proponuję ci przymierze, jak tylko wyznasz Mnie
przed światem jako swojego Boga. A wiesz, co to znaczy? Popatrz na swojego pasterza, czy on wykonuje polecenia twojego sąsiada?
czy wykonuje polecenia innych domowników twojego ojca, czy jak czegoś potrzebuje, to do nich się zwraca? Abram spojrzał ku
pasącym się stadom, pastuch tkwił na tle horyzontu niczym wyprostowany palec wskazujący niebo. Nad obozowiskiem unosił się wątły dymek,
Eleazer pewnie już wydał ludziom wieczerzę...
       - Nie, Abram, tylko twoje polecenia wykonuje. Tylko ciebie słucha, tylko do ciebie się zwraca.
Podobasz mi się, Abramie. Nie zwracasz się do całego zastępu bogów Nieba i Ziemi. Chcę, żebyś zwracał się do Mnie.
Tylko do Mnie i tylko Mnie składał ofiary! Bąd Mi wierny, Abramie, bo Ja jestem wierny. Każde słowo które wypowiem staje się natychmiast i
nie przeminie aż do skończenia świata. Nie odwołuję ani nie zapominam tego, co powiedziałem. A wiem, że i ty potrafisz być wierny.
Widzę przecież, jak od pół wieku dochowujesz wierności swojej bezpłodnej żonie, i ani razu nie uczyniłeś jej najmniejszego wyrzutu,
ani twoja miłość nie osłabła. Abramie, Abramie! Czy wiesz, że nie spotkałem nikogo takiego jak ty? Ja, Bóg! Jedyny Istniejący, który stworzył Niebo i Ziemię, który każdego człowieka utkał w łonie jego matki, który przenika nerki i wydobywa na
jaw sekrety serc - nie spotkałem nikogo podobnego do ciebie, Abramie, nikogo tak wiernego! Dlatego cię lubię, dlatego mi się podobasz i
dlatego ofiarowuję ci Swoje przymierze.
        Abram znów poczuł się tak, jakby niebo się na niego zwaliło. W pewnym sensie -
rzeczywiście tak się stało. Stopniowo uciszał oszołomienie i zamęt, bo oferta przymierza sprowadzała go na grunt który dobrze znał -
zaczęły się negocjacje. W przymierzu obie strony coś otrzymują i coś dają - Abram już wiedział, co ma dać - i naprawdę nie wymagano
od niego wiele. I tak nie czuł czci dla bogów, a wobec niesamowitej wiadomości, że nie istnieją - nic przecież nie traci, ofiarowując
swoją cześć i przywiązanie jedynemu istniejącemu, Temu Który Jest. Pięknie, ale co w takim razie dostanie? Bo jeli ten niesamowity
Bóg będzie się zachowywał tak, jak do tej pory, jakby Go nie było....
       - Abramie! Ty, twoja rodzina, twoja służba, wszyscy twoi niewolnicy,
cały twój dom, tylko Mi będziecie składać ofiary i tylko do Mnie się modlić. To dla Mnie zbudujesz ołtarz, na którym będziesz składał
ofiary z pierwocin płodów ziemi i bydła. I tylko z tego, bo was, ludzi, stworzyłem abyście żyli na Moją chwałę. A Ja będę ci błogosławił
i obdarzę cię potomstwem, które napełni Ziemię. Będę rozmnażał twoje stada, będę wzbogacał twój dom, nie dotknie go nieszczęście ani
zaraza, a z tym, który podniesie rękę na ciebie, Ja sam będę walczył u twojego boku. Będę cię wspierał jak obiecałem, i nie znieważę
Swojego Imienia wiarołomstwem wobec ciebie. Ja, Bóg, będę twoim sprzymierzeńcem, człowieku, w każdej dobrej sprawie, której się podejmiesz.
Ty zaś sprzymierz się ze mną, bo potrzebuję sprzymierzeńca wśród ludzi, Abramie. Tęskniłem do chwili, kiedy znajdę kogoś godnego głoszenia
chwały Mojego Imienia. Zabierzesz swoją żonę, Saraj, zabierzesz swoje sługi, zwierzęta i cały swój dobytek i wyjdziesz z miasta Harran do
kraju, który ci wskażę. Tam zawrę z tobą przymierze, ale wpierw musicie się oczyścić. Wyjdziecie stąd, a ty okażesz mi wierność jak,
swojej żonie. Nikt z was nie wemie żadnego posążka, amuletu, ani niczego z zaklęciem lub wezwaniem do bogów, i ty, Abramie, dopilnujesz tego.
Wyjdziecie z miasta, aby się oddzielić od czci posągów, i nie będziecie więcej wzywać bogów Nieba i Ziemi. Wybrałem cię dla Siebie, i nikt nie będzie plugawił twojego domu wiarołomstwem, a ty dopilnujesz tego. Abramie, czy chcesz zawrzeć ze Mnš przymierze?
       - Nie wrócę do Harranu?
        Nie wrócisz. Przesadzę cię do żyznej ziemi, gdzie rozrosną się twoje konary i wyrośniesz nad inne drzewa, Abramie.
       - Jestem najstarszy w rodzinie, muszę pogrzebać ojca...
        Bóg odpowiedział:
        - Ja jestem Żyjący i dający życie. Zostaw umarłym grzebanie ich umarłych.
       
Abram długo siedział w milczeniu i uspokajał rozdygotane serce. Usiłował ogarnąć myślą świat, w którym jest tylko jeden Bóg, Wszechmogący,
Ten, który stworzył świat i który po prostu jest. Ten sam, który właśnie składa mu taką niesamowitą ofertę. Bóg również milczał,
Abram miał dziwne wrażenie, że Stwórca przygląda się swoim obłokom porozrzucanym po nieboskłonie.
Na zachodzie, gdzie niebo nad horyzontem było jeszcze świetliste i złota poświata znaczyła miejsce w którym zaszło słońce,
zawisła pierwsza gwiazda. Na północnym wschodzie nad obłokiem ukazał się księżyc. Tarcza boga Sina, jak mówią kapłani ze świątyni w Harran.
Jakie to dziwne, pomyślał. Nie ma boga Sina, Inanny, nie ma Enki... nie ma zastępu bogów. Jego starszy brat zginął na próżno.
Abram wyprostował plecy. Od dawna, od bardzo dawna nie czuł się tak lekko. Przypomniał sobie, kiedy: w dniu ślubu z Saraj.
Wstał i podniósł twarz ku niebu, z którego zniknęły już ostatnie smugi światłości. Z głębi serca zaczął mówić w ciemność:
O Panie! Nigdy nie słyszano o takim Bogu jak Ty, ani wysoko na Niebie, ani na dole w Ziemi, który chciałby obcować z człowiekiem jak
z przyjacielem i ofiarował mu takie przymierze i takš łaskę, jak Ty, Panie. Niech więc się sprawdzi Twoje Słowo, które powiedziałeś
swojemu słudze, że podnosisz mnie do tak wielkiej godności swojego sprzymierzeńca i że nie odwrócisz wzroku od mojego domu.
Ja zaś z całym swoim domem będę Cię czcił z całego serca i ze wszystkich sił i nie odstąpię od Ciebie ani na prawo, ani na lewo.
Niech tak się stanie! Odpowiedziała mu cisza i tylko trawy zaszeleściły przeczesane nagłym podmuchem wiatru, który ucichł równie
niespodzianie, jak się pojawił. Ani z góry, zza chmur,które zakryły księżyc, ani z dołu, spod ziemi, ani z serca nie napływały żadne słowa.
Znowu był sam. Po chwili ostrożnie ruszył w całkowitym mroku w kierunku nikłego płomienia odległego ogniska.
Ks. Rodzaju 12
       (1) Pan rzekł do Abrama: Wyjd z twojej ziemi rodzinnej i z domu twego ojca do kraju, który ci ukażę.
       (2) Uczynię bowiem z ciebie wielki naród, będę ci błogosławił i twoje imię rozsławię: staniesz się
błogosławieństwem.
       (3) Będę błogosławił tym, którzy ciebie błogosławić będą, a tym, którzy tobie będą złorzeczyli, i ja będę złorzeczył. Przez ciebie będą otrzymywały błogosławieństwo ludy całej ziemi.
       (4) Abram udał się w drogę, jak mu Pan rozkazał, a z nim poszedł i Lot. Abram miał siedemdziesiąt pięć lat, gdy wyszedł z Charanu.
16.02
11.02